MY PAINTINGS:

Sep 1, 2012

TRANSYLVANIA

Na początek Rumunia. Wyjazd ten, jako 'kolejną odsłonę Bałkanów' planowałam już od ponad roku i w końcu się udało! Spędziłam tam dwa tygodnie lipca podróżując z moim grecko-kanadyjskim drogim przyjacielem Nico.

Rumunia gościła nas różnie, raz bardzo serdecznie a kiedy indziej chłodno i z dystansem. Podróżowaliśmy z plecakami korzystając ze wszelkich możliwych środków transportu; od rowerów i miejskich taksówek, poprzez typowe w Rumunii maxi-taxi, rozklekotane lokalne autobusy, pociągi z numerami wagonów wypisanymi kredą na karoserii, aż po przyjemnie rozbujaną łódź w delcie Dunaju. Wyruszyliśmy z Grazu i drogą lądową dotarliśmy do Morza Czarnego. Przejechaliśmy przez Transylwanię, Bukareszt i Dobrudżę i mimo, że to wszystko była Rumunia, to miałam wrażenie, że poznałam właściwie trzy różne kraje zamknięte w granicach jednego państwa.

Transylwania była najprzyjemniejsza. Saksońskie miasta i wsie emanowały dumą i spokojem. Z otaczających wzgórz zerkały na nie zamki (co drugi z legendą Draculi w tle) i warowne kościoły lub wielkie napisy w hollywoodzkim stylu, informujące turystów gdzie się aktualnie znajdują. Czasem nikt się tu nie przejmował. Sklepy i kawiarnie do późnych godzin nocnych czekały na spóźnialskich klientów, w barach królowała wszechobecna w Rumunii lemoniada. Do sielskiej Transylwanii łatwo się przyzwyczaić i utknąć tu na dłużej, jak w pustynnej oazie.

Rasnov, między Braszowem i Branem

Brasov:

Sighişoara:



Wieś. Senna, pachnąca świeżym sianem i niezwykle malownicza. Jadąc przez pola i wsie na drodze z gór Făgăraş do Sighişoary miałam wrażenie, że znalazłam się gdzieś na Suwalszczyżnie, tylko 10 lat wcześniej.

wieś Cisnadioara w okolicy Sibiu (Sybina)

Sibiu:




Więcej zdjęć TU

Aug 31, 2012

Welcome back!

Jutro pierwszy września, czyli szkolny koniec wakacji. Ja do szkoły na szczęście nie wracam, ale po letniej przerwie zajrzałam na bloga i postanowiłam nadrobić zaległości we wpisach. Przede mną pierwsza od dwóch miesięcy wolna od wyjazdów sobota, otwieram więc foldery ze zdjęciami i zabieram się za blogowe posty! Na mojej liście nazbierało się aż 11 wycieczek do opisania i pokazania :) Moje kochane wakacje! (lub raczej: urlopy!)


foto by M.

May 15, 2012

Kolory Warszawy

Nie ma w Warszawie chyba nic bardziej kolorowego niż starówka i nic bardziej szarego niż śródmiejskie blokowiska. Między nimi, na dość niewielkim obszarze rozciąga się cała paleta miejskich barw, które dalej rozlewają się od centrum aż po peryferia. I choć Warszawa do kolorowych miast nie należy, to jak się jej bliżej przyjrzeć - można znaleźć tu masę barwnych (i to nie dzięki banerom reklamowym!) miejsc.

W czasie mojej ostatniej wizyty w domu przespacerowałam się po Warszawie z aparatem i złapałam kilka ujęć,
z których ułożyła się ta oto (wspomagana elektronicznie) 'tęcza':








Apr 6, 2012

CIEŃ

Jeszcze jedno zdjęcie z Berlina. Idealna geometria cienia na kolumnadzie przy Alte National Galerie.

Apr 5, 2012

BERLIN

Za pierwszym razem (2003) Berlin wydał mi się miastem przyszłości: szklane domy, zadbane ulice, perfekcyjna informacja miejska i mądre przestrzenie publiczne. Po Podsdamer Platz chodziłam wtedy jak zaczarowana, z buzią otwartą z wrażenia. Za drugim razem (2007) Berlin był po prostu upalny i zapchany korkami ulicznymi, z niezłą architekturą tu i tam. Zaliczyłam wtedy "ścieżką architektów" i po kilku dniach miałam tego miasta serdecznie dosyć.
Za trzecim razem (2012) Berlin był nareszcie swojski - z brudnym metrem, kolejkami przy kebabie i imprezami do rana. W takim Berlinie mogłabym zamieszkać.

Kilka pamiątek w obrazkach:

Berlin w permanentnej (prze)budowie


Wieczór

Apr 1, 2012

To już rok w Grazu!

Dokładnie rok temu, 1 kwietnia 2011 w piątek, zaczęłam swój ówczesny "nowy etap" w Grazu. Do dziś bardzo dobrze pamiętam mój pierwszy dzień w nowej pracy i pierwsze piwo w Parkhausie ze znajomymi z biura. Mój pierwszy spacer na Schlossberg i pierwszą przejażdżkę rowerem wzdłuż rzeki! Z perspektywy czasu (który różne rzeczy potrafi zarówno złagodzić jak i wyostrzyć) nie żałuję ani jednego dnia z tego ostatniego roku. Będąc w Grazu pracowałam do tej pory nad 14 projektami, odwiedziłam 7 krajów i poznałam dziesiątki wspaniałych ludzi z całego świata. I wciąż nie mogę oprzeć się urokowi tego małego miasta na uboczu zachodniej Europy. Dziś zaczynam swój kolejny rok (?) w Grazu!

Mar 13, 2012

Tak bardzo bym chciała...

Moje najbliższe, choć w części wcale nie takie bliskie plany podróżnicze:

Kilka miesięcy temu zachorowałam na podróż na Bliski Wschód. Po przeczytaniu Mornings in Jenin (dzięki chihiro!)
i Izrael już nie frunie Smolińskiego oraz po obejrzeniu filmów Pogorzelisko (Incendies), Walc z Baszirem czy Ajami - nie mogę oderwać myśli od tego regionu. Marzę o podróży do Libanu, Izraela i terenów Palestyny. Co tydzień sprawdzam oferty lotów do Beirutu i śledzę najnowsze wiadomości z regionu... i z dnia na dzień widzę, jak moje plany stają się coraz mniej realne. Mimo to, podróżuję palcem po mapie a w przewodnikach zaznaczam fragmenty z opisem najciekawszych miejsc. ...Tak bardzo chciałabym tam pojechać.

Cele bardziej realne i nie mniej ciekawe to Berlin i Rumunia.
Berlin bardzo lubię i chętnie pojadę tam kolejny raz - już za tydzień! :) Rumunię znam natomiast głównie z tekstów Kaplana, Stasiuka i Herty Müller, i tak jak w przypadku Libanu - to literatura zachęciła mnie do podróży. (Przed wyjazdem muszę dorwać jeszcze Black Lamb and Grey Falcon Rebeki West!) Z czasów Erasmusa mam też kilku rumuńskich znajomych, których bardzo miło wspominam i także dzięki nim chcę jechać właśnie tam; do Timişoary, Bukaresztu, Braszowa, Sibiu i Konstancy. Rumunię planuję wstępnie na lipiec, z plecakiem i miłym towarzystwem. Już nie mogę się doczekać!

PS: Jeśli ktoś podróżował po Libanie na własną rękę i chciałby się swoimi wrażeniami podzielić to proszę o komentarz!!!

Mar 11, 2012

Widok na Färberplatz

Przed przyjazdem do Grazu nie próbowałam nawet marzyć o tym, że będę mieszkać w centrum starówki, że z łóżka widzieć będę górę zamkową a do najbliższej kawiarni, kina czy parku będę miała dosłownie kilka kroków. Ja takiego mieszkania nawet nie szukałam!!! Na swój sposób, to ono znalazło mnie i już nie było odwrotu. Zakochałam się w tym poddaszu od pierwszego wejrzenia! Trochę potrwało, zanim miałam na czym siedzieć i gdzie pracować, ale dzięki metodzie 'save (IKEA) and do it yourself (pomysł + OBI)' niczego mi już nie brakuje :)
Nic nie udałoby się jednak bez pomocy moich kochanych przyjaciół i znajomych z Grazu: Any, Andreasa, Crystal i Ericha! Serdecznie im dziękuję!

Przez okno:



Feb 27, 2012

Wracam do bloga!

hasło na dziś: Idzie wiosna i najwyższy czas wybudzić się z zimowego nieróbstwa blogowego!!!

po chwili: Ok, "zimowe nieróbstwo" to tylko pusty slogan, którym próbuję zatkać dziurę między ostatnim a dzisiejszym wpisem. Prawda jest taka, że w ciągu kilku ostatnich miesięcy nie zaznałam ani zimy (w Grazu śnieg spadł tylko jednego dnia - 15 lutego - a dzień później o śniegu już nikt nie pamiętał) ani nieróbstwa (pracy miałam aż nadto). Potrzebuję jednak jakiejś zachęty (padło na wiosnę), żeby wrócić do prowadzenia bloga i cieszyć się tym, że go po prostu mam :)

Jako ilustrację, wklejam update wiosennego widoku jednego z moich ulubionych 'obiektów małej architektury' w Grazu - dziwnych, kamiennych kul w Augarten. Przez kilka miesięcy mijałam je każdego ranka i popołudnia w drodze do/z pracy. Teraz mieszkam w innej części Grazu, ale do kamiennych kulek często wracam. Na zdjęciu kompozycję wzbogacił tym razem jeszcze jeden element - głowa Kempa [pozdro i dzięki za odwiedziny!]

A tu zdjęcie zrobione wczoraj przed Neue Galerie Graz, na placu, pod którym całkiem niedawno powstał nowy podziemny hol wejściowy do muzeum (Nieto Sobejano Arquitectos). Dookoła placu architekci zaplanowali uroczy pas zieleni z trawą ułożoną (przypadkowo?) w dwóch różnych odcieniach:

Oct 21, 2011

WYBRZEŻE

Wybrzeże. Słoweńskie, choć jakieś włoskie. Prawie wolne od turystów, ale wypełnione lokalnymi (słoweńskimi) plażowiczami. Piran i Koper - miasta senne, pachnące smażoną rybą i solą morską. Cudowne!
Wąskie kamienice, jak ząbki w nierównej szczęce, wykrzywiają się w chwiejne pierzeje jeszcze węższych uliczek, biegnących czasami po schodach lub przez bramy w parterach domów. W bocznych uliczkach można się poczuć jak na czyimś prywatnym podwórku, jak w pół-publicznym przedpokoju należącym do mieszkańców kamienic. Najlepiej opisuje to Stasiuk. Kilka dni po powrocie ze Słowenii natrafiłam w jego książce na piękny i bardzo trafny opis Piranu:

Wnętrze miasta było wilgotne i ciemne. Przypominało labirynt. Domy wyrastały jeden z drugiego, wspierały się o siebie, rozstępowały na szerokość rozpostartych ramion i wędrówka brukowanymi uliczkami miała w sobie smak perwersji. Cudze życie toczyło się o włos od własnego. (...) Błądząc we wnętrzu miasta, nawet gdy było opustoszałe, błądziło się w niewidzialnym tłumie. Głosy za ścianami, rozmowy, zastawione stoły pod zapalonymi lampami, zapachy jedzenia, szum wody w łazienkach, kłótnie, gesty, cała intymność życia, leżały w zasięgu wzroku, słuchu i węchu. Miasto przypominało jeden wielki dom, tysiąc pokojów połączonych chłodnymi i ciemnymi korytarzami, albo wygodne więzienie, w którym każdy mógł oddawać się swoim ulubionym zajęciom. Piran był jak cywilny klasztor.

Pomyślałem sobie, że takie miasta możliwe są tylko nad morzem albo na pustyni. W zamkniętym pejzażu mieszkańcom groziłoby szaleństwo. Tutaj wystarczyło kilkadziesiąt kroków, by wydostać się z ludzkiej termitiery, z tego na poły architektonicznego, na poły geologicznego tworu, i zaczynała się nieskończoność morza i powietrza, ograniczona jedynie niewyraźną linią horyzontu.


"Jadąc do Babadag", z Kraj, w którym zaczęła się wojna, wyd. Czarne, 2008, str.103